Każdy z nas choć raz poczuł ciepło rozpływające się wokół serca na widok drugiej osoby. Uczucie przyjemne, z nutką euforii i uniesienia, odrealnieniem a czasem nawet poczuciem wszechmocy…
A kto z was się zastanawiał czemu zakochanie najczęściej przychodzi wiosną? Podzielę się z wami kilkoma moimi podejrzeniami. Ciekawa jestem, czy myślicie tak samo?
- Filozofowie i poeci często przyrównują cykl życia do cyklu pór roku. Jeśli wiosna to młodość a latem przychodzi już dojrzałość, to kiedy mielibyśmy się zakochiwać jak nie na wiosnę?
- Po mroźnej zimie przychodzą coraz cieplejsze dni. Słońce ogrzewa ziemię i powietrze a także… mury, auta, chodniki i ludzi. Nasze organizmy przywykłe do mroźnych podmuchów pozostają przez dłuższy czas w szoku. Każda kreseczka na termometrze okupiona jest potem i rumieńcami. Pot nie tylko ochładza skórę, lecz także jest nośnikiem feromonów. Jak pokazuje historia Grenouille im więcej zapachu tym większa siła oddziaływania. Wystarczy przejść ulicą by odnaleźć najbardziej fascynujące wonie. Jeśli zakochanie przychodzi przez nos – najlepszym czasem jest wiosna.
- Temperatury rosną, a my ubieramy się z każdym dniem lżej, odkrywając coraz więcej ciała. Czyż nagie ramiona, nogi, klatka piersiowa i bose stopy nie są jawną prowokacją i krokiem do intymności? Jakże odmówić zakochaniu, gdy oczy kuszone są przez odsłonięte kształty?
- Pod intensywnym wpływem promieni skóra robi się najpierw aksamitnie brzoskwiniowa, a potem ciemnieje ku pięknym odcieniom brązów. Wygląda znacznie zdrowiej niż po miesiącach spędzonych w klimatyzowanych, oświetlonych jarzeniówkami pomieszczeniach. Ludzie wiosną promienieją, jakby połknęli małe słoneczka. Zdrowa skóra i uśmiech – czego więcej trzeba by się zakochać?
- Dzień jest coraz dłuższy, wieczory na tyle ciepłe, że nie trzeba się chować w piwnicznych knajpach. Wieczorne spacery nad rzeką, w parku czy starówce, odkrywanie nowych miejsc w zapadającym zmroku przynoszą dreszczyk zaciekawienia lub odwrotnie – bezpieczeństwo wieczornej ciszy. Tak czy inaczej – zakochanie murowane.
- Co roku wiosną nastaje szał na sport. Wszyscy postanawiają zawalczyć ze sflaczałymi pupami, oponkami piwno-chipsowymi i tłustymi kostkami u nóg. Bieg (bo to chyba najpopularniejszy ze sportów outdoorowych) przyspiesza krążenie krwi, pobudza ciało i umysł. Jeśli biegnący pan zderzy się na rogu budynku z panią – zauważy u siebie wszystkie objawy zakochania: napływającą falę gorąca, przyspieszony oddech, rumieniec, pot na czole i pobudzenie w ciele. Wygodniej i milej mu będzie przypisać te objawy urokowi owej pani, niż własnej kiepskiej kondycji. Drogie panie, jeśli chcecie upolować pana, sprawdźcie którędy biega…
- Ewolucja wydaje się sprzyjać wiosennym zakochaniom. Jeśli dawniej wynikiem zakochania było dziecko, to nie mogło być w naszym klimacie lepszego czasu na rodzenie niż zima. Niemowlęta wymagają stałej opieki a matki czasu na dojście do siebie. Latem jest zbyt dużo spraw do zrobienia i zbierania, w lesie pełno grzybów i jagód, na drzewach natłok owoców – nie ma czasu na niańczenie dzieci. Za to w zimie można zaszyć się w lepiance i przytulać szkraba.
- A może to tylko złudzenie? Być może wszyscy jesteśmy omamieni produkcjami amerykańskich reżyserów, którzy zamontowali nam w głowach przekonanie, że wiosna i miłość chodzą w parze?
- Walę-tynki. Jeszcze zima trwa, jeszcze do wiosny chwila, a wszędzie dookoła serduszka, kwiatuszki, gołąbeczki. Nieszczęśnikowi, który nie ma z kim uroczyście spędzić tego wielkiego festynu miłości ślinka ścieka na myśl o wiosennych podbojach… Zaczyna rozglądać się wokół, wypatrywać wśród koleżanek koleżanek kogoś, kto „być może… ten, tego”. Podejmuje zdrowy tryb życia i akurat zanim trafi na tą wartą uwagi kobietkę – przychodzi wiosna!
- Wiosna następuje przed latem, a latem – jak powszechnie wiadomo wypada wyjechać na urlop. Pytanie dokąd traci na znaczeniu wobec przerażenia faktem, że nie ma z kim! Znajomi wszyscy wyswatani, jechać z dwoma parami to skazać się na izolację, samemu pojechać – nie będzie z kim dzielić radości. Urlop to prawdziwy generator zakochań. Dla spóźnialskich zawsze pozostaje zapoznanie kogoś na wczasach, co jest tym łatwiejsze, że zrelaksowani wczasowicze są milsi, bardziej odważni i kreatywni… A wracając do wiosny – nie każdy lubi jechać w niewiadomą i ci właśnie chcą przygotować sobie miłe towarzystwo zawczasu, czyli wiosną.
Jak sądzisz prawda to czy bzdura? ? Gdzie leży przyczyna?
no i najważniejsze – czy takie zakochanie będzie trwać gdy wiosna się skończy?
Ileż piękna w wiosnie… I mądrości w Twoich słowach.