Dlaczego odchudzanie zawodzi?

Każdy kto “dotknął” tematu odchudzania zapewne spotkał się z wieloma uwagami i sugestiami. Specjaliści propagują różnego typu diety, ćwiczenia mające spalić tłuszcz w określonej partii ciała, przestrzegają jak uchronić się przed efektem jo-jo, zwracają uwagę na kwestie związane z konsekwencją i motywacją.

W wielu z tych podpowiedzi są zawarte wartościowe uwagi, oparte na wiedzy i doświadczeniu. Równocześnie jednak są one oparte na podstawowym błędzie, który w moim odczuciu bardzo utrudnia lub nawet uniemożliwia osiągnięcie pożądanej zmiany.

Spójrzmy na ludzi, którzy przeszli na dietę wegetariańską, wegańską czy bezglutenową. To też jest duże wyzwanie wymagające konsekwencji i zmiany wielu nawyków. Zdarza się, że niektórzy rezygnują. Nie słyszałam jednak, by ktoś przechodząc na wegetarianizm skarżył się i narzekał, że to okropnie trudne i że bardzo cierpi z powodu zmiany diety. Nie słyszałam również, by ktoś uważał się za bezwartościowego z powodu przywrócenia mięsa do diety. Skąd ta różnica? U podstaw przechodzenia na wegetarianizm nie ma nienawiści do własnego ciała, lecz miłość i szacunek dla własnego zdrowia, dla zwierząt, dla idei. Zmiana nawyków w tym przypadku jest więc motywowana pozytywnie – chęcią ubogacenia życia, nadaniu mu większego sensu i pełniejszej realizacji własnych wartości.

Tu właśnie leży sedno sprawy. Moim zdaniem przyczyną niewielkich rezultatów ‘odchudzania’ jest niechęć, brak akceptacji dla siebie, brak miłości i szacunku do własnego ciała. Ludzie, którzy myślą o odchudzaniu nie mówią do siebie: “Jestem przystojny i seksowny, dlatego chętnie popływam basenie”, ani “Jestem piękna i powabna, więc moje ciało zasługuje na pysznego ananasa zamiast paskudnych chipsów”. Przekonania leżące u podstaw decyzji o ‘odchudzaniu’ brzmią raczej tak: “Coś jest ze mną nie tak”, “Jestem niewystarczający”, “Jestem brzydka i tłusta”, “Jestem gruby”, “Ludzie nie biorą mnie poważnie, bo jestem przy kości”, “Jestem tak beznadziejny, że nawet diety nie umiem utrzymać”. Znasz takie myśli?

Jakże więc Twoje ciało, noszące ciężar braku akceptacji miałoby być piękne i promienieć zdrowiem i energią?

Jestem przekonana, że tylko zmiana myślenia da długotrwały efekt. Pokochaj siebie i własne ciała takim jakim jest. Zaakceptuj wałeczki, krągłości, zmarszczki, brzuch, rozstępy i całą resztę konsekwencji życia, które przecież odbija się na naszym ciele. Gdy się pokochasz, wprowadzenie zdrowych nawyków stanie się dla Ciebie znacznie prostsze. Nasze ciało – wysłuchane i zaakceptowane – samo zacznie sygnalizować czego pragnie. Kiedy się w nie wówczas wsłuchasz, nie usłyszysz pragnienia żelków, hamburgera czy chipsów. Pragnienie żelków i chipsów nie bierze się z potrzeb ciała, ale z frustracji, braku akceptacji, niechęci, którą doświadczamy, a którą samych siebie obdarzamy.

Jeśli więc tak się w Twoim życiu zdarzyło, że wielokrotnie próbowałaś, próbowałeś ‘odchudzać się’ i to nie przynosiło rezultatu, to proszę pozwól sobie odłożyć na bok myśl o dietach-cud i zacznij od tego, by ukochać, zaakceptować siebie i swoje ciało. Ono jest dobre. Jest Twoim ciałem, jest częścią Ciebie, jest Tobą. Ono z Ciebie wynika i Ciebie reprezentuje. Jest wspaniałym narzędziem, nośnikiem, dzięki któremu możesz zrobić wszystko to, co robisz. Ciało, które cierpliwie znosi wymagania, które przed nim stawiasz – wysiłek, codzienne wielogodzinne siedzenie za biurkiem, zmagania ze stresami. Ono to wszystko wytrzymuje. Bądź mu wdzięczny. Bądź mu wdzięczna. Twoje ciało jest wspaniałym darem, bez którego nie można by było nic uczynić. Okaż mu szacunek, zaakceptuj je. Stań przed lustrem i przyglądaj się z podziwem. Z podziwem i wdzięcznością, za to, że przez tyle lat nosi Cię po świecie, jest Ci posłuszne, służy Ci, jest Twoim uzewnętrznienie. Nawet to, że do Ciebie piszę, a Ty czytasz jest możliwe dzięki temu, że i ja i ty mamy ciało.

Czasem słyszę pytania: jak ty to robisz, że masz taką figurę? Co zrobiłaś, że po miesiącu od porodu miałaś już swoją wagę, że utrzymujesz dobrą formę? Co jesz, czy ćwiczysz? Nie zawsze tak było. Pamiętam z własnego życia moment, gdy moje ciało się bardzo zmieniało. Do pewnego momentu rosłam w górę, a zaraz potem zaczęłam rosnąć w szerz. Przez kilka lat sama przed sobą się chowałam, nie potrafiąc zaakceptować swojego ciała. Pamiętam moment, w którym powiedziałam do siebie „Nie! To nie tak! Moje ciało jest dobre! Moje ciało jest dobre takie, jakie jest.” Do tej pory w ten sposób myślę o sobie. Nie mam dowodów na to, że tak faktycznie jest, ale wierzę mocno, że dużo ważniejszy niż zawartość talerza jest szacunek i podziw dla ciała. Że ważniejsze od ilości czasu spędzonego na rowerze czy w siłowni, są powody, dla których spędzam tam czas. Że ważne jest by wsłuchiwać się w swoje ciało, poszukiwać tego, czego faktycznie ono potrzebuje. I możecie mi wierzyć, to nigdy nie jest czekolada. Choć więc wiele wymagam od swojego ciała, to jednak zwracam na nie uwagę. Zwracam uwagę na tę cząstkę siebie, która jest ciałem, i która nosi mnie. Ja i moje ciało dogadaliśmy się.

Kiedy już pokochasz swoje ciało, kiedy już będziesz z nim w kontakcie i będziesz je uwielbiać i będziesz wdzięczna, wdzięczny za to, że tak wspaniale Cię wspiera w Twoich działaniach, wówczas przyjdzie też pora na to, żeby zmienić swoje nawyki. Zresztą to zadzieje się samo, bo kto by nie chciał dbać o ukochane, piękne ciało? Jeśli na przykład stwierdzisz „Bolą mnie plecy”, to zamiast brać tabletki przeciwbólowe potraktujesz swoje ciało z szacunkiem. Stwierdzisz „Nie chcę cierpieć i nie chcę, aby moje ciało cierpiało. Zasługuję na troskę i opiekę.” I wówczas pewnie coś zmienisz: kupisz lepsze krzesło, zaczniesz chodzić na basen lub masaż, wiedząc, że Ty jesteś ważny, Twoje ciało jest ważne i nie zasługuje na to, aby cierpieć z powodu niedbalstwa. Jeśli zauważysz, że pewne produkty spożywcze mają składniki, które osłabiają ciało, odbierają siłę i chęć do działania po prostu z nich zrezygnujesz. Będąc ze sobą w kontakcie pewnie postanowisz, że chcesz chronić swoje ukochane ciało, nie chcesz go bombardować ‘śmieciami’. To przecież nie jest nic wielkiego – zrezygnować ze śmieci, na rzecz produktów lepszych i smaczniejszych. Gdy sobie wyobrażę, że ten ‘śmieć’, który wrzucam przez swój przełyk przenika przez jelita do krwi a wraz z krwią do każdej komórki mojego ciała zatruwając je powoli, to podejmuję decyzję: „Nie, dziękuję. Nie chcę.” Być może pojawi się też myśl, że Twoje ciało jest tak cudowne i piękne, że zapragniesz je udekorować, dodać wisienkę na torcie w postaci sukienki wiszącej gdzieś z tyłu szafy. Może zapragniesz obdarować swoje ciało, opakować, tak by mogło w pełni zalśnić swoją pięknością. Spójrz jak odmienne jest tutaj myślenie! To nie jest już to obrzydliwe ciało, które się nie chce zmieścić w piękną sukienkę. To jest piękne, ukochane ciało, które chcemy dodatkowo udekorować sukienką, by podkreślić naturalny wdzięk. Piękno płynie z ciała! Przecież sukienka bez ciała wygląda marnie, podczas gdy ciało prezentuje się pięknie ubrane w niemal dowolną ‘szmatkę’.

0
    0
    Twój koszyk
    Twój koszyk jest pustyWróć do sklepu