Początki bywają bardzo trudne. Łączą się z silnymi emocjami. Opowiem Wam o dwóch początkach, z których jeden, mimo naszych starań i przygotowań został odwołany. Obie sytuacje dotyczyły moich dzieci, więc tekst będzie przydatny dla rodziców. Zwłaszcza tych, których pociechy rozpoczynają przygodę z przedszkolem, żłobkiem lub szkołą. Jednak tak naprawdę to opowieść o radzeniu sobie z nowym. Z emocjami, obawami, wyobrażeniami. Z towarzyszeniem i wspólnym przechodzeniem przez zmiany. 

We wrześniu 2020 roku moje dzieci rozpoczynały edukację w nowych miejscach: Basia w przedszkolu, Staś w pierwszej klasie podstawówki. Jak się okazało, początek roku szkolnego miał zostać zakłócony przez kolejny rzut choroby synka.

 

Pierwszy dzień w przedszkolu.

Pierwszego września zaprowadziłam moją Basię do przedszkola. Wróciłam do domu. Zastałam w nim pustkę i ciszę. I poczułam, jak bardzo się od tego odzwyczaiłam. Od marca prawie nigdy nie zdarzało się, abym była w domu sama. W sercu kotłowało się dużo emocji. 

Natychmiast pomyślałam: muszę zrobić „Codzienną dawkę wsparcia”, bo chcę się tym, co mam w sobie podzielić [tu zobaczysz nagranie].

Jeszcze miesiąc, tydzień i kilka dni wcześniej Basia cieszyła się, że pójdzie do przedszkola, do którego chodził Staś. Jednak dzień przed pierwszym września i kolejnego dnia rano powiedziała, że się boi. Rozmawiałyśmy o tych strachach. Po swojemu, tak, jak potrafiła, powiedziała o swoim bojeniu. A ja jej strach przyjęłam. Potowarzyszyłam jej. Nie próbowałam z tym strachem negocjować. Nie próbowałam nakłaniać do czegokolwiek, czy tuszować. Po prostu przyjęłam: “uhm, boisz się. [pauza; czekam, nic nie robię; mam czas]” 

Poszłyśmy do przedszkola i okazało się, że przed drzwiami ustawiła się kolejka przedszkolaków i rodziców. Wpuszczanie nas nie przebiegało tak płynnie, jak w zeszłych latach. Przy drzwiach panie mierzyły temperaturę (obym za 3-4 lata musiała w przypisach dolnych wyjaśniać przyczynę tak dziwnego zachowania). Kolejka okazała się świetnym miejscem. Spotkaliśmy w niej znajomych. Basia oswoiła się z sytuacją i z kolegą za rączkę weszła do przedszkola.

 

Emocje rodzica czy dziecka?

Strach, który przeżywałam mówił o pragnieniu bezpieczeństwa i potrzebie zaufania. Mówi o pragnieniu, by Basia była szczęśliwe. By mieć z nią kontakt i bliskość. Mówi o obawach, co do słuszności decyzji. 

Co mi pomaga? Miałam w pamięci, że  jest rozstanie podwójne: i dziecka z rodzicem, i rodzica z dzieckiem. Dla obojga z reguły jest trudne. Nie chciałam jednak nakręcać emocji Basi. Nie chciałam przerzucać na nią moich strachów – ona ma wystarczająco dużo swoich. Swoje strachy przepracowuję wcześniej. Dałam sobie prawo do obaw i lęków, przyglądałam się im i doświadczałam. A gdy już przepłynęły, spojrzałam na sytuację z innych perspektyw. Przypomniałam sobie, jak Basia lubi zabawę z dziećmi i poczułam ufność, że będzie potrafiła wejść w grupę. Pomyślałam o tym, że w tym przedszkolu znam już część kadry i wiem, że można się z nimi dogadać. Pomyślałam o tym, jak spędzimy czas po przedszkolu, by nasycić się bliskością i bym posłuchała czym zajmowała się Basia cały dzień. Przede wszystkim zaś uznałam, że to kolejny etap w rozwoju. Że chcę wierzyć w Basię i jej zdolność radzenia sobie w różnych sytuacjach.  

Co pomaga Basi? Mój spokój, zaufanie do jej kompetencji, otwartość, łagodność i brak pośpiechu (mimo, że chcę być na miejscu o konkretnej porze). 

 

Początek, którego nie było.

Tego samego dnia o 10:00 odbywało się rozpoczęcie roku w szkole syna. Początek ośmiu lat w szkole podstawowej. Tego dnia, ani przez szereg kolejnych nie miał jednak się pojawić w szkole. Dała o sobie znać jego choroba, w związku z którą początek roku szkolnego spędził z tatą w szpitalu.

Staś choruje na chorobę przewlekłą i akurat wtedy zdarzył się trzeci rzut choroby. Nikt z nas nie chce być w takiej sytuacji. Dla mnie łączy się ona z dużym strachem. Strachem o zdrowie, życie, przyszłość, ale też o beztroskę dzieciństwa, relacje z przyjaciółmi, ograniczenia wynikające z choroby. Na tamten moment nie potrafiłam zaakceptować, że Staś jest chory przewlekle. Przed tym trzecim rzutem wciąż miałam nadzieję, że choroba sama się wycofa. Nic jednak nie wskazywało na to, żebyśmy mogli żyć bez choroby. Przez kolejne miesiące przepracowałam w sobie ten temat, by zaakceptować aktualny stan rzeczy, nie wypierać go. Wiem, że ta moja praca wewnętrzna pomogła też Stasiowi. 

 

Rodzicu, zaopiekuj się swoimi emocjami.

Jest to dla mnie podwójnie trudne. Raz – jest we mnie strach o zdrowie syna, o jego kondycję w przyszłości: psychiczną, fizyczną, fizjologiczną. Musi brać na stałe leki, które mogą oddziaływać na jego rozwój. Dwa – jest we mnie olbrzymi żal do życia i do świata, że tak się stało, że tyle traci przez chorobę, przez pobyty w szpitalu, że nie może mieć lekkiego i łatwego dzieciństwa. Leki, szpital, dieta, różne procedury sprawiają, że ma mniej przestrzeni na bycie dzieckiem, na zabawę. A tym razem przez chorobę stracił możliwość rozpoczęcia z innymi dziećmi długiej przygody, jaką jest szkoła.

 

Słuchaj zamiast zarażać emocjami.

Zastanawiałam się, jak sprawić, aby dla Stasia było to wszystko łatwiejsze. Poszliśmy w takim kierunku, żeby nie opowiadać o naszych wyobrażeniach na temat strat, których (potencjalnie) doświadcza. Rozpoczęcie roku było wydarzeniem ważnym bardziej dla nas niż dla niego. On nie uczestniczył dotąd w żadnym, ni miał fantazji na temat tego, że cała klasa zdąży się poznać, zanim on się w niej pojawi. To były moje obawy i lęki, a nie jego!

Po pierwsze więc zamiast zarażać go własnymi obawami, wsłuchałam się w niego. On obawiał się nowego: tego, jak sobie poradzi w dużej szkole, czy będzie wiedział, gdzie co jest. Miał trochę obaw jak sobie poradzi, ale… akurat o przyjaźnie nie bał się w ogóle. Wiedział, że w klasie będzie aż czworo jego przyjaciół z przedszkola i nie mógł się doczekać, by się z nimi spotkać. 

Pomogliśmy mu wdrożyć się w życie klasowe. Kilka razy wcześniej spotkaliśmy się z jego kumplami, a oni o wszystkim mu opowiedzieli. Byliśmy i jesteśmy w stałym kontakcie z wychowawczynią. Staraliśmy się, aby Staś nie czuł się odizolowany od tego, co dzieje się w szkole. To wymagało ode mnie także ufności, że będzie potrafił dołączyć do klasy na spokojnie, że będzie się w niej dobrze czuł i dobrze bawił.

 

Poradzić sobie ze stratą.

Myślenie o tym, co jest możliwe i jakie są dostępne zasoby pomaga mi dać sobie radę z trudną sytuacją. Pomaga też radzić sobie ze stratami. Mogę powiedzieć sobie: OK, to są straty, szkoda tego, trudno, nie udało się, teraz na to nie mamy wpływu. Możemy o coś bardziej zadbać w przyszłości (jeżeli możemy), a teraz postarajmy się czerpać z tego, co jest możliwe.

Nie wiem, kim jesteś, czy masz dzieci, czy nie. Czy chodzisz do pracy, masz swoją firmę, czy pracujesz w domu. Czy dzieci uczą się w placówkach czy są na nauczaniu domowym. Jakkolwiek nie wygląda Twoje życie, czekają na ciebie różne początki, zmiany, wyzwania. Być może teraz właśnie jakieś przechodzisz? Mam nadzieję, że to, czym się podzieliłam było dla Ciebie pomocne. Będzie mi miło przeczytać zdanie od Ciebie! A teraz tam, gdzie jesteś zatrzymaj się na chwilę. Poszukaj w sobie odpowiedzi, jak się czujesz, czy trzeba o coś zadbać, coś zmienić, o coś zawalczyć. A może po prostu można się poddać i płynąć z prądem?

0
    0
    Twój koszyk
    Twój koszyk jest pustyWróć do sklepu